Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jęli radością. Zdaje mi się, że przychodząc liczyli trochę na to.
— Czy pójdziesz z nami, Maucler? zapytał mnie kapitan.
— A jakże, mógłżebym opuścić tak zajmujące polowanie? odpowiedziałem.
— Tym razem i ja będę wam towarzyszył, rzekł inżynier.
— Wybornie, kochany Banksie! — zawołaliśmy obydwa.
— A ja, czy nie będę na tej uczcie, panie kapitanie? zapytał Fox.
— Widzicie go! odrzekł kapitan, chce mu się koniecznie uzupełnić swoje pół tygrysicy.. No, niech cię tam!... pójdziesz z nami.
Ponieważ zapewne przyjdzie nam zabawić w Suari trzy lub cztery dni, Banks zapytał pułkownika czy nie zechce pójść z nami, ale odpowiedział, iż woli przez ten czas zwiedzić z sierżantem Mac Neilem i Gumim środkowy pas Himalai.
Postanowiliśmy tegoż dnia jeszcze udać się do kraalu, prosić Mateusza Van Guit aby nam pozwolił zabrać kilku jego chikarisów, którzy mogą być nam bardzo użyteczni.
Przybyliśmy do kraalu około południa i zaraz zawiadomiliśmy dostawcę o zamierzonej wyprawie. Nie ukrywał swej radości, dowiadując się o napadach i licznych ofiarach tygrysicy, mówiąc, że gdy je opowie nabywcom, podniesie to bardzo sławę dzikich zwierząt półwyspu. Oddał nam do rozporządzenia trzech Indusów i Kalaganiego, zawsze chętnego, przyjmującego udział w niebezpiecznych wyprawach.
Van Guit zastrzegał sobie tylko iż jeżliby, co pra-