Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaraz opowiedziano nam o okrótnej rzezi tej. Trawieni strasznem pragnieniem odwetu i przeniknięci do głębi boleścią i straszliwemi męczarniami jakie wycierpieć musiały nieszczęśliwe ofiary, na pół szaleni pędziliśmy w gorączce na smutne to miejsce męczeństwa, a to cośmy zobaczyli pobudzało w nas jakieś dziwne prawie dzikie żądze zemsty. Krew skrzepła pomieszana z różnemi szczątkami pokrywała podłogę i dochodziła nam aż po kostkę, długie sploty miękkich jak jedwab włosów, kawałki sukien podartych, małe trzewiczki dziecinne, zabawki połamane wszystko to zmieszane z krwią — mury obryzgane nosiły ślady krwawego konania. Podniosłem małą książeczkę do modlenia, w której na pierwszej stronie napisane były te smutne wyrazy: „27 czerwca opuściliśmy okręt... 7go lipca w niewoli u Nana... „fatalny dzień!” — Lecz nie na tym koniec, daleko straszniejszy jeszcze czekał nas widok! widok tej studni okropnej głębokiej a wąskiej a zapchanej aż do góry kawałami porąbanemi tych drogich nam istot!
—Sir Edward Munro nie był tam w pierwszych chwilach kiedy żołnierze Hawelocka odebrali miasto! On przybył dopiero dwa dni po mordach! A teraz miał przed oczyma miejsce już tylko gdzie stała studnia, grób bez imion, który mieścił w sobie dwieście ofiar Nana - Sahiba!
Nakoniec zdołał Banks z sierżantem Mac - Neil'em siłą mocą odprowadzić pułkownika.
Prawdopodobnie nie zapominał on nigdy wyrazów, które jakiś żołnierz angielski wyrył ostrzem bagnetu:
„Remember Cawnpor!”
„Pamiętaj Kavnpore!”