Strona:Julijusz Verne-Miasto pływające.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
91

rozognionem, zęby mu było widać z pod ust na wpół otwartych, głowę ukrył w ramionach, cała jego fizyjonomija przedstawiała nienawiść gwałtowną, która niedozwalała mu zachować zimnej krwi. Przyszedł zabijać, i chciał zabić.
Po pierwszem starciu, które trwało kilka minut, zniżyli szpady. Żaden z przeciwników nie był dotknięty. Małe draśnięcie dawało się widzieć na rękawie Fabijana. Odpoczywali a Drake obcierał twarz, zlaną potem.
W tem czasie burza powstała z całą gwałtowną wściekłością. Grzmoty nie ustawały, okropne trzaskanie piorunów co chwila wstrząsało powietrze. Elektryczność rozwinęła się z taką siłą, że szpady ozdobiły się obwódką błyszczącą, jak konduktorzy wśród chmur burzą ciężarnych.
Po chwili wypoczynku kapitan Corsican znowu dał znak do utarczki. Fabijan i Drake stanęli w postawach obronnych.
Ta utarczka była więcej ożywiona aniżeli pierwsza, ponieważ Fabijan bronił się z wściekłością, Kilka razy po uderzeniu gwałtownem, czekałem na odparcie Fabijana, którego on nawet nie próbował.
Nagle przy starciu, Drake ciął szablą. Myślałem że uderzył Fabijana w same piersi. Lecz Fabijan odparł, a uderzając za nisko, trafił w szablę Drake’a. Ten się zwrócił zasłaniając prędko pół-kołem, gdy w tym czasie błyskawice pruły chmury po nad naszemi głowami.
Fabijan miał dobrą sposobność zadać uderzenie odpierając. Lecz nie. Czekał zostawiając swemu przeciwnikowi czas do obrony. Przyznaję, że ta wspaniałomyślność nie podobała mi się. Harry Drake nie był z tych, którychby warto oszczędzać.
Niespodziewanie, raptem Fabijan upuścił swoję broń, w dziwnem zaniedbaniu, czego niczem nie mogłem sobie wytłomaczyć.
Miałże być śmiertelnie ranny, chociażeśmy tego nie domyślali się nawet? Wszystka krew napłynęła mi do serca.
Tymczasem wzrok Fabijana dziwnie się ożywił.
— Brońże się pan, wykrzyknął Drake głosem strasznym, pochylony jak tygrys, i gotów rzucić się na swego przeciwnika.
Myślałem że już po bezbronnem Fabijanie który był bez krwi. Corsican chciał stanąć pomiędzy nim i jego nieprzyja-