Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ogromnie się cieszę, że panią widzę. Czy zdrów pan Forsyde? Mówiłem dzisiaj, że chciałbym zrobić mu małą przyjemność. On się czemś gryzie.
— Pan tak sądzi?
— Gryzie — powtórzył Monsieur Profond, gardłowo wymawiając dźwięk r.
Fleur obróciła się wkółko.
— Chce pan wiedzieć — spytała — coprawił oby mi przyjemność?
Jednakże słowa: „Wiadomość, że pan wyniósł się na cztery wiatry“ zamarły na jej ustach, gdy spostrzegła wyraz jego twarzy. Widać było wszystkie jego piękne białe zęby, dziwnie wyszczerzone.
— Dziś w klubie słyszałem o dawnych jego strapieniach.
Fleur otwarła oczy szeroko.
— Co pan przez to rozumie?
Monsieur Profond poruszył swą gładko wylizaną głową, jakgdyby chciał osłabić i zbagatelizować wypowiedziane przed chwilą oświadczenie.
— To jeszcze było przed urodzeniem się pani; to mała sprawa.
Fleur czuła wprawdzie, że Profond, umyślnie przeszedł na inny temat, ażeby zatuszować przed nią własną rolę w zgryzotach ojca; jednakże nie mogła oprzeć się odruchowi nerwowej ciekawości.
— Proszę mi powiedzieć, co pan słyszał.
— Poco? — mruknął Monsieur Profond — przecież pani zna całą tę historję.
— Pewnie, że znam. Chciałabym jednak wiedzieć, czy pan przypadkiem nie słyszał wieści fałszywych.
— Pierwsza żona jego — bąknął Monsieur Profond.
Stłumiwszy w sobie sprzeciw: „On nigdy wpierw nie był żonaty“ — spytała:
— No i cóż z nią było?