Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/433

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mniej faktycznie w osamotnieniu, w tym ich wielkim domu; zamierza wydzierżawić go i nabyć inny, na wsi, wspólnie z synem, dokąd wszyscy oni mogliby przenieść się i zamieszkać razem. Gdyby Junie kombinacja ta nie dogadzała, mogłaby otrzymywać odpowiednią pensję i urządzić się oddzielnie. Nie zrobi to jej wielkiej różnicy, oddawna bowiem nie okazuje mu śladu przywiązania.
Kiedy jednak Juna zeszła nadół, twarz jej była tak skurczona, że prawdziwie wzbudzała litość; w oczach jej osiadł wyraz naprężenia i tajonego smutku. Przykucnęła zwykłym swoim ruchem na poręczy dziadkowego fotela i to, co powiedział jej stary Jolyon, słabą było zaledwie kopją jasno obmyślanego, władczego, opartego na uczuciu zawodu, oznajmienia, jakie tak starannie naprzód sobie przygotował. Ból przenizał starcze jego serce, ból, jaki odczuwa w kochającem swojem sercu matka piskląt, wylatujących z gniazda i kaleczących sobie skrzydła. Mówił z wyraźnem ociąganiem się, jakgdyby tłumaczył się przed nią, że nie wytrzymał sytuacji i zboczył z drogi cnoty, ulegając, wbrew zwykłym zdrowym swoim zasadom, wrodzonemu raczej instynktowi.
Zdawał się niepokoić, czy, oznajmiając wnuczce w ten sposób swoje intencje, nie daje jej złego przykładu; teraz też, kiedy zbliżał się w przemówieniu swojem do głównego punktu, sposób, w jaki podsunął jej myśl, że gdyby miało nie dogadzać jej wspólne zamieszkanie, mogłaby zamieszkać sama, był aż nad miarę delikatny.
— Gdybyś jednak, dziecko drogie, miała trafem szczególnym, nie uważać wspólnego z niemi pożycia za pożądane dla siebie, mógłbym temu zaradzić. Urządziłabyś się, jak tylko sama chciałabyś. Znalazłoby się miłe mieszkanko w Londynie, w którem mogłabyś osiąść, a ja stale dojeżdżałbym do ciebie... Dzieci — dodał to słodkie małe aniołki.