Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach — natura, Jerzy. Zawsze ta natura. Bóg stoi ponad naturą.
— A więc czemu pozostawia jej swobodę? Ileżto miłosierdzia okazuje natura człowiekowi, który trochę zanadto lubi wódkę, lub kobiety? Kara, jaka go spotyka, równa się dokładnie jego niewstrzemięźliwości; może się modlić do Boga, ile tylko zechce, — dopóki nie zmieni trybu życia, nie uzyska miłosierdzia. A nawet gdy zmieni tryb życia, i tak nie uzyska miłosierdzia; uzyskuje poprostu od natury należne mu wynagrodzenie. My Anglicy, którzyśmy zaniedbali umysł i wychowanie — ileżto miłosierdzia uzyskaliśmy w tej wojnie? Miłosierdzie, to ozdoba stworzona przez łudzi, choroba, luksus — można je nazwać, jak się chce, wedle woli. Pozatem, nie mam nic przeciw miłosierdziu. Przeciwnie, jestem jego zwolennikiem.
Raz jeszcze Pierson spojrzał na córkę. Wyraz jej twarzy zabolał go — owo ciche skupienie, z jakiem chłonęła każde słowo męża, rozbudzone, dociekające spojrzenie jej oczu. Zwrócił się ku drzwiom, mówiąc:
— To nie może być zdroWe dla ciebie, Jerzy. — Widział, jak Gracja położyła rękę na czole męża i pomyślał zazdrośnie: — Jak uchronię moje biedne dziecko od niewiary? Czy dwadzieścia lat pieczołowitej opieki ma pójść na marne pod wpływem tego modnego ducha?
Na dole, w gabinecie, przyszły mu na myśl słowa: — Święty, święty, święty, miłosierny i wszechmocny! — Podszedł do małego fortepianu stojącego w rogu pokoju i zaczął grać hymn, zaczynający się od tych słów. Grał go cichutko na klawiszach przyjaznego instrumentu, z którym się nie rozstawał od lat trzydziestu, od czasów spędzonych w College; i śpiewał przytem cichutko zmęczonym głosem. Usłyszał jakiś szelest i podniósł wzrok. Do pokoju weszła Gracja. Położyła mu dłoń na ramieniu i rzekła: