Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na stacji kupiła trochę czekolady; zaczęła ją teraz chrupać, patrząc uparcie na pola, pokryte stokrociami, pierwszemi jaskrami i pierwiosnkami. Trzej żołnierze rozmawiali teraz przezornie ściszonemi głosami. Słowa „kobiety“, „pod kontrolą“, „istna plaga“, doleciały ją i wywołały na jej policzkach piekące rumieńce. W jej obecnym przewrażliwionym nastroju, spowodowanym przejściami wczorajszego dnia, źle przespaną nocą i denerwującem spotkaniem z biedną kobieciną, wyobrażała sobie, że trzej żołnierze zaliczali tą także do rzędu tych „kobiet“. — Wysiądę na pierwszym przystanku. — pomyślała. Ale skoro pociąg się zatrzymał, wysiedli owi oficerowie. Poczuła, że śmiałe, omglone spojrzenie starego generała ocenia ją raz jeszcze badawczo i popatrzyła mu przez chwilę prosto w twarz. Dotknął czapki i rzekł: — Czy pani woli mieć okno zamknięte, czy spuszczone? — i zatrzymał się, by podnieść szybę do połowy. Jego subtelna grzeczność wywołała w niej tem silniejsze uczucie winy. Kiedy pociąg ruszył, znowu zaczęła chodzić tam i z powrotem po pustym przedziale; nie było wyjścia z sytuacji, w jakiej się znajdowała, tak samo jak nie było wyjścia z tego mknącego przed siebie, wyłożonego poduszkami przedziału. Nagle wydało jej się, że słyszy głos Forta, kiedy mówił: — Niech pani usiądzie, proszę — i uczuła znów ucisk jego palców wokół swej ręki. Och! jego obecność była jej miła i kojąca; on nigdyby nie robił jej wyrzutów ani aluzyj! A teraz go pewnie nigdy więcej w życiu nie zobaczy.
Wkońcu pociąg zajechał. Nie wiedziała, gdzie Jerzy mieszkał, będzie go więc musiała odszukać w szpitalu. Postanowiła pójść tam o wpół do dziesiątej; zjadła skromne śniadanie na stacji i udała się do miasta. Wybrzeże, pełne kredowych skal, leżało jak zaklęte w promieniach rannego słońca. Ulice natomiast były bardzo ożywione. Tu znać było doprawdy wojnę na każdym