Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podobna powiedzieć! Och, Jerzy! Nigdy dotąd nie wiedziałam, co znaczy duma rodzinna. To nie do wiary! Ten nieszczęsny chłopak...
De mortuis... Patrz, Gracie! Śmierć otacza zewsząd nasze życie! Nolli postąpiła jak prawdziwe cielątko. Ale to wojna — wojna! Twój ojciec będzie się z tem musiał pogodzić; będzie miał rzadką sposobność okazania chrześcijańskiego ducha.
— Tatuś będzie jak zwykle uosobieniem dobroci i to właśnie jest takie straszne!
Jerzy Laird uścisnął jeszcze silniej rękę żony.
— Zupełna racja! Staromodny ojciec uniósłby się poprostu. Ale czy on musi wiedzieć? Możemy ją zabrać z Londynu, a później damy sobie jakoś radę. A jeżeli się ojciec dowie, trzeba mu będzie wytłómaczyć, że Nolli „spłaciła ojczyźnie swój dług“.
Gracja zwolniła rękę z jego uścisku.
— Nie mów tak! — rzekła zdławionym głosem.
Jerzy Laird odwrócił się i spojrzał na Grację. Sam był bardzo wzburzony, doceniał może głębiej doniosłość tego nieszczęścia, niż jego młoda żona; umiał też odczuć zupełnie dobrze, jak bardzo czuła się zrozpaczona i dotknięta; ale jako urodzony pragmatysta, stosujący wobec życia metodę doświadczalną, nie mógł bez zniecierpliwienia patrzeć na bezowocne załamywanie rąk. Korciło go zawsze, aby przełamać w Gracji odziedziczoną po ojcu skłomiość do ascetycznego trzymania się tradycji. Gdyby Gracja nie była jego żoną, zgodziłby się z pewnością, że z równem szczęściem mógłby zmienić kształt jej czaszki, jak przeistoczyć ten zasadniczy rys jej charakteru; ponieważ jednak była jego żoną, więc oczywiście uważał zmianę za możliwą, tak, jak możliwa jest w gmachu przebudówka klatki schodowej albo połączenie dwóch pokoi w jeden. Objął ją ramionami i rzekł: