Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozmawiali o rzeczach znacznie ciekawszych i ważniejszych — bo ja wtedy tyle różnych Ameryk codzień odkrywałem!
Dużo się nieraz u nas słyszy i opowiada o duchach, błądzących pokojami starych dworów. W kilku takich dworach mieszkałem. Stali ich mieszkańcy, ludzie nieraz bardzo poważni i wiarogodni, opowiadali mi, że zjawiska te widywali nietylko sami, ale wraz z całą rodziną i służbą, że one od czasu do czasu niezmiennie się pokazują. Ja jednak nigdy nie widziałem nic. I w naszym dworze w Grobli też nigdy nic nie straszyło. Służba opowiadała mi czasami okropne historje o strzygach, upiorach i innych straszydłach, ale gdy pytałem, czy u nas w jakim zakątku co straszy, odpowiadono mi stanowczo, że nie. Dwór był zbyt pogodny na to, mieszkańcy jego zbyt cisi i prostego, pokornego serca. Ale niewątpliwie żył w nim jeden duch. Nie straszył, nie pokazywał się, nie rzucał sprzętami, nie stukał, nie pukał, lecz wszyscy zawsze czuliśmy, że wśród nas przebywa i domu swego nie opuścił.
Był to jasny, dobry duch Prababci.
Władza jego była tak silna, że po śmierci Prababci wszystko szło i musiało iść tym samym torem, jak za jej życia. Ani jednego sprzętu nigdzie nie przestawiono, nic nie zmieniono w rozkładzie i podziale prac, nikogo ze