Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pewnie bardzo zmęczona. Nie można jej budzić. Na kanapie śpi Lolek z szeroko otwartemi ustami. Usta otwarte miewał zwykle i na jawie, tak że Mama, chcąc go tego oduczyć, nieraz niespodzianie w tykała mu do ust palec. Tanczuś śpi u Mamy w nogach.
I jeszcze jeden pokój o dwóch łóżkach z wielkiemi, czarnemi dębowemi szafami W kątach. Szafy wyglądają jak olbrzymie trumny, ale są wielce ładowne.
Wreszcie — jadalnia. I tu jest kanapa, na której widocznie ktoś spał, ale już wstał i wyszedł, pozostawiając po sobie tylko rozrzuconą pościel. Ktoś też jadł już śniadanie, bo na nakrytym stole widać niedopitą szklankę kawy, maselniczkę wielką jak kuferek, czarną drewnianą cukiernicę, szklaną łapkę na muchy i okruszyny, nad któremi muchy brzęczą. W pokoju trochę duszno, ponieważ ze względu na bliskość stajen i wielość much okna rzadko się otwiera, zwłaszcza w upał.
Po salonie jest to mój najmilszy pokój. Nie dlatego, że tu się je, o, wcale nie! Ale przedewszystkiem jest tu w ścianie jakaś przedziwna szafka, otwierająca się i zamykająca w niewiadomy mi sposób od wewnątrz, a służąca do przechowywania różnych cenniejszych artykułów żywności, jak miód, konfitury, pier-