Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

galicyjscy, których, mimo ich nazwisk niemieckich a czasem może żydowskich, uważano za Polaków i którzy się też głośno do narodowości polskiej przyznawali. Jakiegoś szczególniejszego kultu dla policji w Galicji nie żywiono, z drugiej strony jednak Galicjanin, przyzwyczajony do wytężonego nieraz i długoletniego szukania „posady“, patrzył na tych, którzy w policji służyli, jako na najmitów, pewny, że nie służba jest ich celem, ale pobieranie pensji. Że przytem jednak ludzie ci musieli pełnić pewne obowiązki, co w dalszym ciągu czyniło ich policjantami rządu zaborczego, o tem myśleć nie chciano. Mało politycznie uświadomione społeczeństwo nie zcierało się z policją na terenie politycznym a jeśli, to o tych konfliktach nie wiedziało i uważając je za burdy uliczne, wyobrażało sobie, iż obowiązki policji kończą się na utrzymywaniu porządku na ulicy. Skutek tego był taki, iż — czego ani w Poznańskiem ani w Królestwie nigdy nie widziano — urzędnicy policyjni bez najmniejszej przeszkody bywali w domach wchodzili wszędzie a policmajster czy tam dyrektor policji, posiadający we Lwowie bardzo rozgałęzione stosunki towarzyskie, był członkiem kasyna mieszczańskiego, w którem też miał zorganizowaną swoją partję kręgli. Podobnego spoufalenia się policji ze społeczeństwem w żadnym innym zaborze nie widziano i wyobrazić go sobie nie można.
Wracam do swego opowiadania.
Otóż bezmyślny poniekąd i beztroski optymizm społeczeństwa polskiego w Galicji po zabiciu następcy tronu, można było przedewszystkiem tłómaczyć instyktowną trwogą, jaka ludzi ogarniała na myśl o możliwości wielkiej wojny. Ludzie nie chcieli o tem myśleć, nie chcieli wierzyć, aby coś podobnego mogło dojść do skutku. Powtóre: Dwa razy już (1908 r. 1912 r.) groziła wojna z Serbją i Rosją, dwa razy już przeprowadzano częściową mobilizację, która się na niczem skończyła. Niewątpliwie, można było z tem samem prawdopodobieństwem przepowiedzieć, iż skoro dwa razy skończyła się na niczem, to za trzecim razem doprowadzi wreszcie: do wojny — albo też pozostanie po dawnemu pustym alarmem.
Możliwość wojny teoretycznie rozpatrywana była i jak z jednej strony przygotowywał ją rząd, tak z drugiej pewne grupy polityczne starały się rządowi przeciwdziałać, za co zciągnęły na siebie zarzut „rusofilstwa“, szerokie masy jednakże w wojnę nie wierzyły i świadomości grożącego niebezpieczeństwa nie miały.
I tak ludzie we Lwowie spędzali pierwsze tygodnie lipca leniwo snując się po ulicach, przesiadując w kawiarniach, wieczorami