Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sta, sterczącą w niebo piękną wieżę katedralną z bardzo wytwornem barokowem zakończeniem. Wieża ta sterczy nad miastem czarna jak żałobny świerk. Nieco dalej i wyżej rozsiadła się na wzgórzu metropolitalna cerkiew św. Jura, gmach szeroki, piękny, bijący zdała w oczy swemi białemi kopułami. Wzrok mimowoli przenosi się z czarnej wieży katedralnej na białe, jasne, wypukłe kształty cerkwi i mierzy, bada, porównuje, póki nie zatrzyma się na smukłych, gotyckich wieżach kościoła św. Elżbiety. Wieże wyprostowane, harde, stoją jak żołnierze na warcie, kłując niebo swemi ostremi grotami. Zgrabne, aż zanadto białe z powodu swej nowości, wyglądają dziwnie energicznie, prawie zaczepnie. Symbole.
Ale oto tuż koło katedry widać wielki, wysoki dom, w siatkę rusztowań jeszcze spowity. Jest to kamienica Sprecherów. Ci przedsiębiorczy żydzi postanowili na rogu placu Marjackiego wybudować wielki pięciopiętrowy dom handlowy. W jaki sposób udało im się obejść przepisy miejskiej komisji budowlanej — nie wiadomo. Dopiero kiedy kapituła wniosła protest, zwracając uwagę, że ten nieproporcjonalnie wysoki dom może zasłonić katedrę, wybuchła w radzie miejskiej gwałtowna dyskusya na temat: — Katedra czy hotel? — Zrozumiano jasno, że kamienica Sprecherów, zbudowana przy ciasnej ulicy, skrzywdzi kanonję, która albo nie będzie mogła przybudować takiej ilości piętr, albo będzie musiała cofnąć się w tył, czyli stracić na terenie. W każdym razie wartość kanonji zmniejszy się. Kwestja zasadnicza przekształciła się w sprawę wysokości odszkodowania. Nadchodził okres wysprzedarzy starożytności czyli handlu starzyzną. Kamienica Sprecherów była również symbolem.
A cytadela? Kiedyś leżąca za miastem, została również ze wszystkich stron przez miasto ogarnięta. Jej czerwone mury, krwawo przeglądające przez ciemną zieleń drzew, porastających Górę Cytadelną, nie raziły nikogo. Utarło się przekonanie, iż ta cytadela, z której w 1848 r. bombardowano Lwów, nie może być już straszna dla nikogo. Spokojnie bawiły się tam dzieci w słoneczne dnie, po pięknych alejach przechadzały się pary zakochanych, śmiałe estetki w tkliwych feljetonach urągały twierdzy i domagając się przemienienia Góry Cytadelnej w park miejski, traktowały stojące tam bastjony gorzej od napół rozwalonych stodół i brogów. Cytadela milczała. Że jednak nie straciła żądła, o tem dowiedział się Lwów w sierpniu 1914 r., kiedy to nie minął dzień, aby nie opowiadano o coraz to nowszych egzekucjach, wykonywanych na cytadeli. Ile tam ludzi rostrzelano, gdzie ich pochowano, gdzie wsiąkła krew tych