Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwłaszcza, że mnóstwo zamożniejszych — a więc posiadających dywany ludzi wyjechało. Dopiero później zrozumiałem, że biedactwa te, samotne i oczywiście przerażone, dawały w ten sposób folgą naprężonym nerwom. Zauważyłem to nieraz potem. Jak tylko zaczynały po mieście krążyć pogłoski o zbliżaniu się Austrjaków, sługi chwytały trzepaczki i katowały dywany bez miłosierdzia.
Do jakiego stopnia bano się wojsk rosyjskich niech zaświadczy fakt, iż w pewnym znajomym domu mąż, człowiek zresztą rozsądny, namówił żonę, aby ucięła włosy i przebrała się po męsku za chłopca.
Wstąpiłem do szpitala. Panował tam zupełny porządek i spokój. W bufecie przygotowywano zakąski dla chorych, w westybulu zamiatano. Na nikim nie było znać trwogi lub zaniepokojenia. Sanitarjuszki były na swoich miejscach.
Wróciliśmy znowu do redakcji. Po chwili wpadł kolega, wysłany na Zieloną rogatkę, zwiastując, iż kozacy już jadą.
Aaa! Chwyciliśmy za kapelusze i wybiegliśmy na ulicę.
Na ulicy Akademickiej ujrzeliśmy pierwszego rosyjskiego kawalerzystę. Był to dragon. Jechał sobie spokojnie środkiem ulicy, przyglądając się ciekawie publiczności. Publiczność spoglądała na niego również ciekawie. Nie chcę się nad tem rozwodzić, ale była to scena istotnie bajeczna. Dragon coś wykrzykiwał, o coś pytał, wreszcie zsiadł z konia; w tej chwili kilkanaście usłużnych rąk chwyciło za cugle. Lwowska gawiedź, zresztą niezbyt uprzejma, o ile jest zaciekawiona, umie się zdobyć na niesłychaną usłużność. Wobec tego dragon wszedł do jubilerskiego sklepu, w którym zaczął się dopytywać o zegarki. Wogóle zauważyliśmy, że zbieranie zegarków jest manją rosyjskich żołnierzy. „Czasy“ intrygują ich nadzwyczajnie.
Nie wiem, na czem się skończyła ta piewsza tranzakcja lwowskiego kupca z rosyjskim dragonem, dość na tem, że żołnierz dosiadł konia, i jadąc tuż przy chodniku zawrócił w głąb miasta. Karabin miał przewieszony przez plecy, szablę w pochwie, nie wyglądał bynajmniej groźnie.
Niedaleko wylotu ulicy Akademickiej na plac Halicki do dragona podeszła sanitarjuszka austrjacka i podała mu na tacy spory kielich wódki.
— Mocna? — spytał dragon.
Towarzyszący sanitarjuszce pan zapewnił żołnierza, że bardzo mocna.