Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powiem panu — ale w zupełnej dyskrecji. Wiem z całą pewnością, że jutro wkroczą do Lwowa wojska rosyjskie. Tylko, panie — psst!
I położył palec na ustach.
Oglądnąłem się dokoła, szukając kogoś, komubym natychmiast mógł tę tajemnicę powierzyć.
Ulica była zupełnie pusta — o czwartej po południu!
Puściusieńka — wymarła. Tylko szyby w oknach połyskiwały tajemniczo.
Nastrój — bajeczny! Nigdy tego nie zapomnę.
Jak wymiótł! Gdzieś daleko majaczą trzy czy cztery figurki ludzkie, czarne, małe... Wysoko, wysoko furczy aeroplan, duży, czarny... jak ogromny bąk. A topólka, smukła, zielona, ukochana moja topólka, rosnąca na skwerze — czyli po lwowsku „na skweresie“ w Akademickiej ulicy — tak sobie cicho i mądrze szumi i to srebrem gra, to zielenią...
Poszedłem dalej zemocjonowany i pełen dumy, bo już wiedziałem, że będę świadkiem historycznego faktu. Po drodze spotkałem trzech panów i owego żyda, który mnie zirytował gadaniem, jakoby Polacy zgubili Austrję. To był jedyny nieprzyjemny moment.
Aeroplan zniżył swój lot. Jakiś pan przerażony uciekł do bramy.
Ja nie uciekałem, wiedząc, że lotnik nie będzie rzucał bomb na pustą ulicę. Na zabiciu mnie, tego żyda i dwuch profesorów uniwersytetu, w dodatku obu filozofów, nie mogło nikomu zależeć.
Spotkałem znowu dwuch znajomych i powierzyłem im tajemnicę. Jeden zbladł, drugi poczerwieniał — zostawiłem ich na środku ulicy.
Znajomy młody chłopak, którego również wtajemniczyłem w swój sekret, mlasnął językiem i uniósłszy brwi w górę, wykrzyknął z podziwem:
— Ale? Fajna rzecz! Będzie się można temu wojsku przypatrzeć!...
Więcej znajomych już spotkać nie mogłem, wobec czego poszedłem do domu i z nudów wziąłem gorącą kąpiel, mimo, iż dzień był bardzo upalny.
Przerażająca cisza panowała na ulicach, na których nawet dzieci widać nie było. Tramwaje nie kursowały. Wszędzie połyskiwały obrazki święte.
W tej ciszy dopiero ogarnął mnie niewypowiedziany strach i niepokój. Co będzie? Zbiegowie opowiadali nam, że w Brodach ja-