Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednak, że, jeśli idzie o 16-letniego chłopca, to głos decydujący ma wciąż jeszcze ojciec.
— Dobrze, ale jak ja mu to wytłomaczę?
— Czy ty jesteś obowiązany tłomaczyć się przed swoim synem w takich sprawach?
— E, to są frazesy!
— Nie, wszystko inne byłoby frazesem!
— Czy zastanowiłeś się, co on może o mnie pomyśleć?
— A czy ty zastanowiłeś się nad tem, co ty wobec swego syna reprezentujesz? Jesteś przecie wyższym urzędnikiem, masz złoty kołnierz, jesteś zapasowym oficerem — i ten smarkacz ma cię uczyć lojalności wobec państwa?
— Ależ tu idzie o sprawę polską!
— Komu o to idzie? Twój syn ma na myśli tylko swoją ambicję. Gdzież tu Polska? Ma namiętność do samoudręczenia — niechże się dręczy!
— A rozumiesz ty, że to znaczy złamać w nim to, co w nim jest najszlachetniejszego?
— Ech, to jest jak pierwszy zawód miłosny! Przejdzie.
— I ja to mam robić? Ojciec?
— Więc wyślij go z legją.
— A możebyśmy tak obaj poszli? Prędzej czy później wezmą i nas. Nie lepiej to pójść z towarzystwem?
— Po co?
— Żeby zginąć.
— Kiedy ja chcę żyć. Ja chcę patrzeć na pogrom Niemców. Ty nie?
— Wierzysz w to? To nie jest dogmat wiary. To jest rzecz zupełnie pewna, matematycznie obliczona.
— Tak sądzisz? Wyrzucimy ich z Poznańskiego?
— Kto — „my“? Austrjacy?
— Jacy Austrjacy! Trójporozumienie!
— Czyż ty należysz do trójporozumienia? Jesteś przecież urzędnikiem austrjackim.
Oto zaczarowane koło, w którem kręciła się wówczas dusza polska w Galicji.
— Jak wybrnąć z tego bagna? Jak się ratować?
— Trzeba być mocnym — to przedewszystkiem. A następnie — uczciwie, honorowo, sumiennie należy spełniać swój obowiązek.