Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kręcić, rozumiesz pan? nie kręcić! A tu wszystko jedno ogromne krętactwo. Ludzie odwagi cywilnej nie mają — chyba tylko my, starzy.
— Panie doktorze! Siwe włosy! — poddał delikatnie Zagórski. — Wąs biały!
— Co mi pan będziesz mówił! — żachnął się doktór, wyciągając rękę na pożegnanie. — Siwe włosy! Duchem ja nigdy stary nie będę!

∗                    ∗

Doktór istotnie w swą wieczną młodość niezłomnie wierzył, ktoby go jednak baczniej obserwował, mógłby zauważyć, że dziwaczeje. Nie rzucało się to tak bardzo w oczy, ponieważ doktór był zawsze oryginał, trochę ekscentryczny i chodzący własnemi ścieżkami. Ale już sama porywczość, nieprzebieranie w słowach i nieliczenie się z ludźmi mogłyby wskazywać na to, że doktór niezbyt już nad sobą panuje, że zaczyna może dziecinnieć.
Na pozór jednak trzymał się dobrze, chodził żwawo, a wrodzona wojowniczość i zaczepność ani na chwilę go nie opuszczała, przeciwnie, raczej wzrosła z chwilą, kiedy pokłóciwszy się z radą miejską, przestał być lekarzem gminnym i stał się zupełnie niezależny. Teraz już nie krępował się niczem, mówił co chciał i jak chciał, z kim wogóle mówić nie chciał, to go nie znał, a ponieważ miał pewien kapitalik, a żył bardzo skromnie, więc i o klijentelę nie dbał.
Żył sobie w wynajętych kilku pokojach sam, może trochę zanadto sam, ale za to wolny. Dom