Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXXVI.

W nocy z 11-go na 12-sty kwietnia 1918-go roku Moskwa zatrzęsła się od huku kanonady.
Steroryzowana i strwożona ludność zerwała się na równe nogi.
Atmosfera Moskwy była w owym czasie przesycona elektrycznością i łatwo zapalna. Nie dlatego, aby uciskany przez bolszewików „burżuj” myślał o powstaniu i obaleniu nienawistnej mu władzy. „Burżuj“ ten, nie wierząc w trwałość mrzonek bolszewickich, cierpliwie dźwigał nowe jarzmo, modląc się i szachrując, a całą jego nadzieją byli Niemcy, którym w duszy bez protestu już oddawał rządy nad sobą, lub Japończycy, na rzecz których zrzekał się posiadłości na Dalekim Wschodzie i Syberji aż po Bajkał. Nie byli też groźni monarchistyczni „białogwardiejcy”, w owym czasie organizujący się gdzieś na Kaukazie, aby rozpocząć z sowjetami dwuletnią wojnę, zakończoną dopiero w jesieni 1920 roku. Znani bolszewikom osobiście socjal-rewolucjoniści albo spiskowali, porozumiewając się z działającymi bardzo ostrożnie Francuzami, albo też siedzieli cicho, szpiegowani i niepewni życia. A mimo to po Moskwie krążyły wciąż wieści i plotki o nieuniknionych jakichś bojach, o konieczności represyj, wreszcie o powszechnej rzezi „burżujów“.
Nastrój ten źródło swoje miał nie tyle w niezadowoleniu mas z wytworzonej sytuacji, ile z drażliwości i bojowości sowjetów, niezbyt pewnych siebie, czujących swą moralną słabość i brak powagi i z tego powodu buńczucznych i zaczepnych. Stosunek ich do Moskwy przypominał najzupełniej sto-