Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Narazie robię tu interesy. Byłem w Taszkiencie komisarzem bolszewickim, mam stosunki, dostęp łatwy, a to się w dzisiejszych czasach opłaca. A potem — jadę do kraju, gdzie postaram się bolszewizmowi przygotować drogę.
— Niemcy pana nie puszczą.
— Mam świadectwo, iż więziono mnie za szpiegostwo na rzecz Austro-Niemiec. Tak lojalnego poddanego nie będą prześladowali.
— Mimo to nie zdaje mi się, aby pańska propaganda bolszewizmu mogła mieć w kraju wielkie powodzenie. W Bogu i w policji mam nadzieję, że pana tam dokumentnie zamkną.
Szymkiewicz parsknął śmiechem.
— Za co? Czy pan sądzi, że ja jestem z rozumu obrany? Że stanę na krakowskim rynku i zacznę krzyczeć: „Ludzie, kłaniajcie się Beninowi!?“ Nie, panie. Ja nie mam zamiaru wykładać teorji bolszewizmu, ja go ludzi nauczę praktycznie, ja bolszewikiem będę — a to wystarczy. A to, może pan być pewny, padnie na bardzo urodzajny u nas grunt.
— Chciałby pan te kwiatki czerwone przesadzić na nasz grunt?
— Cała przyjemność będzie po mojej stronie. I nie trzeba wcale cudów na to! Byle tylko rozdmuchać wszystko, co w duszy polskiej jest niegodziwego tak w burżuazji, jak i w ludzie, a zabawa gotowa! I to jaka! Jak to święty Jan mówi do anioła: — Zapuść twój sierp ostry, a zbieraj grona winnicy ziemi: bo dojrzałe są jagody jej. I zapuścił anioł sierp swój ostry na ziemię, i zebrał winnicę ziemi, i wrzucił w kadź gniewu bożego wielką. I deptano