Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bany, nieogolony człowieczek z łysiejącą, kulistą czaszką i długim, cienkim, spiczastym nosem. — Były carski oficer!
— Da czto wy, Drozdowskij! I cóż z tego, że byłem carskim oficerem? Rózgami siekłem, mordy biłem, zęby czyściłem pięścią jak najlepszy dentysta. Tak mnie uczono, wojny inaczej nie rozumiałem...
— I z pewnością, gdybyście byli w „białej gwardji“, robilibyście to samo.
— Bardzo może być. I nie bić dobrze — i bić dobrze! To zależy od mody.
— I od mordy!
— Nie ja, Mikołaj Piotrowicz Żuków, gusarskij korniet, będę poprawiał świat, towarzysze, nie ja. I nie chciałem nigdy i nie potrafiłbym. W głębokości duszy swojej, prawdę miłującej, czuję ja towarzysze, iż na świecie dwie są klasy ludzi: bijących w mordę i biorących po mordzie — i tego żaden ustrój społeczny ani państwowy nie zmieni. Myślcie, co chcecie, piszcie jak najpiękniej, ale ja — wiem. Sołdacka dola! Podpierał mordę kułakiem za dawnych czasów carski „diad‘ka“, dziś po uchu trzepać będzie bolszewicki nastawnik. Godła państwowe się zmienią i barwy i rząd i wszystko, z dawnej sytości w głód popadniesz, a morda po staremu, u nas, w Rosji, będzie puchła... Otóż ja wolę, żeby puchła drugiemu, a nie mnie!
— I jak wy z takiemi zasadami mogliście zostać anarchistą?
— A czyż to są zasady? Towarzyszu, pysznię się tem, że ja, Mikołaj Piotrowicz Żuków, gusarskij korniet, wogóle nigdy żadnych zasad nie miałem,