Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To — owszem! — zgodził się Polata — To — mogę dla pana zrobić. Na-pracowałem się i — jestem bardzo zmęczony. Ale tamtego — zrobić nie chciałem...
— Niech się pan wyciągnie wygodnie — mówił pan Piekarski, układając „zdrożonego“ gościa na swem łóżku.
— To — mogę i — chętnie panu zrobię! — zgadzał się gość łaskawie — Ale tamtego — nie! Nadwornym poetą hrabiny Lali Kallipygos — nie będę. I — choć mnie wszyscy — na-na-zwiecie idjotą, jest — jest ktoś, kto — choć-choć nnie powie — pochwali — i — podziękuje — spojrzeniem. Jest ktoś —
Ułożony wygodnie, młody człowiek sapnął i chrapnął.
Nagle stwierdził stanowczo:
— Jest! Jest! Jest!
I zasnął mocno.


XLII.

— Panie Brat! — zabrzmiał wesoły głos Polaty — Cóż pan taki ponury siedzisz, jakbyś pan dziesięciu ludzi zabił a o jedenastym myślał?
Oberżysta drgnął.
— A bom zabił! — odpowiedział przekornie — No, to i co?