Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szkoda nafty! — rzekł gospodarz — Gości niema! Kogoż stać dziś na taki zbytek, jak wódka!
— Noo, powiedzmy, że nie jest tak źle! — rzekł pan Piekarski. — Ludzie mają pieniądze w PKO. A tu i owdzie czasem, przy sposobności i wypiją. Ale zrozumieli sami, że za pieniądze, wydane na wódkę, mogą mieć coś lepszego, więc — oszczędzają.
— Może być! — przyznał pan Brat.
Mimo że nie miał nic przeciw panu Piekarskiemu, nie pragnął z nim rozmowy. Emeryt, wolny już, zdawałoby się, od trosk i walki o byt, miał na świat i życie pogląd optymistyczny i wygodny, który drażnił oberżystę, starającego się jaknajdalej od wszystkiego odejść. Nie chciał ani pesymizmu ani optymizmu, pragnął... Nie! Niczego nie pragnął.
Od jakiejś chwili słychać było z alkierza niski, gardłowy głos Kryni. Namawiała na coś poetę. Stary wyraźnie słyszał słowa:
— Sam pan zobaczy! Niech pan pójdzie na chwilkę tylko popatrzeć!
Odpowiedział jej głuchy pomruk, potem głośne odsunięcie krzesła.
— Nie nudzi się panu na wsi?
— Nigdy mi się nie nudzi, panie Brat!
— Tak bez żadnej roboty siedzieć — mówił oberżysta trochę jadowicie — Człowiek samemu sobie obrzydnąć może...