Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Emeryt wzniósł wgórę oczy, w świetle teraz modre, dobrotliwe, popatrzył na pana Brata i, skinąwszy mu głową, rzekł ciepło:
— Zaraz panu służę, panie Brat!
Nawet zmarszczki dokoła oczu emeryta wyglądały jak promienie.
Poeta uścisnął staremu rękę i powiedział nieśmiało:
— Pan musiał bardzo dużo wycierpieć, panie Piekarski.
— Dlaczego? — zdziwił się zagadnięty.
— Ma pan bardzo dużo prawdziwego, szczerego współczucia w oczach.
— Ha! Cierpiało się z woli Bożej i trzeba było za to Panu Bogu podziękować.
— Szczerem sercem? — rzekł Polata, jakby powątpiewając.
— Jaknajszczerszem! — poważnie odpowiedział starszy pan — Niech pan zapamięta: to najlepszy środek uśmierzenia bólu, jedyny, który daje zapomnienie.
Z ramionami, skrzyżowanemi pod piersiami, szczerząc w uśmiechu białe, wilgotne zęby, przyczłapała w drewniakach Kryńka.
— Dokąd pan idzie!? — zawołała władczo — Pan jeszcze śniadania nie jadł. Skoczyłam do sąsiadki po obkład na chleb, bo nie miałam — leberkę będzie pan jadł?