Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oboje lubili nad wyraz tę chwilę wieczorną, w której, odpoczywając po jednostajnych trudach powszedniego dnia i nie myśląc o przebytych cierpieniach, mogli się oddać wspomnieniom i spokojnemu rozpamiętywaniu wypadków. Jak się rozumieli! Słowa w ustach Śnieżki nabierały nowego znaczenia, innego życia, im obojgu tylko zrozumiałego; niektóre wywoływały żywszą dyskusyę, inne ruch zniecierpliwienia ze strony pani Śnieżkowej, do niektórych uśmiechali się, jak do starych znajomych. Było to, jakby otworzyli szkatułkę z pamiątkami, wydobywając z niej to zaschłe kwiaty, to wyblakłą już wstążeczkę, to medalionik, to ćwiartkę zapisanego papieru... było życie, było, bo są wspomnienia...
Zwłaszcza dla Śnieżki były te chwile niezmiernie drogie. Stały mu się niezbędnie potrzebne do życia. On musiał mówić.
— Niektóre rzeczy domagają się wyjaśnienia! — tłómaczył. — Nie każdy czyn człowieka jest tylko mimowolnym odruchem, spowodowanym przez nacisk życiowy. Życie może sobie dyktować swoje warunki — rzecz człowieka jest rozpatrzyć je i wybrać między niemi, kierując się w wyborze rozumem i uczciwością. Każde postanowienie człowieka, zapatrującego się w ten sposób na życie, wykwita tedy z jego duchowego stanu, ze zrozumienia samego siebie i z własnych istotnych potrzeb. Bo trzeba koniecznie zbudować sobie jakąś własna harmonie.