Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I tak szły lata cicho i niepostrzeżenie.
Dwa małe zaciszne pokoje.
Stare, tanie sprzęty, stół, kilka krzeseł, kanapka, fotel na biegunach. Na ścianach poczerniałe fotografie ludzi obcych — tak Śnieżko, jak i Śnieżkowa byli sierotami — ludzi, którzy dawno już zapomnieli o ich istnieniu i rozbiegli się po świecie; a przecież myśl chętnie przebywa między nimi, przypominając dźwięk dawno niesłyszanych głosów, śmiechów, odtwarzając charakterystyczne ruchy, nawyknienia, sposób mówienia. Czasami zdaje się Śnieżkowej, jakby przed oczami miała fotografie dawno pomarłej i ukochanej rodziny. Tu, między nimi, zbiegły jej najpiękniejsze lata, pełne nadziei, szczęścia i radości, tu, między nimi, wyblakłe, jak ich twarze, trzepoce się wspomnienie odległej młodości. Ach, cóż za cudne, czarowne, a tęskne dzisiaj słowo! Młodość! Nie wrócą nigdy już jasne dni, jak nie wrócą nigdy te miłe, kochane twarze.
— Czyż już tak dużo bezpowrotnie minęło? — pytała się pani Śnieżkowa.
I oczy jej błądzą po otaczających ją przedmiotach.
Gdzie spojrzeć, wszędzie ślady dawnej troski o dni dzisiejsze. Jak jaskółka, przyniosła z sobą do gniazda najmniejszą rzecz z daleka. Te wszystkie serwety, kapy, poduszki i poduszeczki, wszystko, poczynając od rzeczy najniezbędniejszej, a skończywszy na drobnostkach, jakich potrzebę tylko