Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stracił chęć do opowiadania, podparł ręką głowę i zamyślił się, przyglądając się bacznie Ikarowi, siedzącemu na ziemi, z kolanami oplecionemi dłońmi i pogrążonemu w myślach. Podobieństwo syna do ojca uderzało odrazu a jednak Ikar był całkiem inny. Podczas gdy wielkiego budowniczego obdarzyli bogowie silną budową ciała, szerokiemi barkami i potężnemi ramionami, Ikar był szczupły, wysoki, a ramiona jego wątłe i miękkie, jakby dziewczęce, zwisały bezładnie wzdłuż ciała. Gdy boski mędrzec wyprostowany lekko dźwigał brzemię swych licznych już lat, młody człowiek trzymał się pochyło, spuszczał głowę na piersi i jakby w zamyśleniu często spoglądał ku ziemi. Patrząc na syna Dedal przypomniał sobie swoje młode lata, swoją młodość pełną ognia, żądzy czynu i niczem nieograniczonej wolności. Z wyrzutem i nienawiścią spojrzał na sterczące dokoła mury, westchnął i pocieszając się nadzieją bliskiej wolności, zaczął przemyśliwać nad nowem życiem wśród ludzi.
Wyznaczony Dedalowi przez Minosa na mieszkanie dziedziniec tonął w blaskach słonecznych i ciszy. Nieliczne ptaki, dobrowolni towarzysze niedoli więźniów, umilkły, zmęczone nieznośnym upałem. Mały strumyczek sączył się z monotonnym szelestem przez podwórze i cicho płacząc ściekał w głęboką cysternę podziemną, skąd dolatywało przytłumione, rytmiczne a dźwięczne echo kropel spadających w wodę.