Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głębieniem ich własnych, nieskrystalizowanych pojęć i przeczuć.
Jeszcze trochę się pokręcili, pośpiewali i poszli.
A potem mijały dnie, godziny. A nie minęło ich wiele i znów karnawał wybuchnął radośnie zabawą „czwórki”, urządzoną wraz z „trzynastką” harcerek z seminarium, z któremi sąsiadowali podczas ostatniego obozu, co nie mogło przecież minąć bez śladu dla wielu serc. Nie dziwota więc, że na zabawie było rojno i gwarno.
Kręcą się pary lub suną w rozbrykanym fokstrocie, melodie wiją się nad głowami bezładnie, jak splątane wśród tańczących serpentyny. Dobrze jest dać nura w ten barw ny świat.
— A przecież nie roztapiam się bez śladu w jego tęczowości — na biały gors usztywnionego przyjaciela wylewa swoje uczucia Konrad-artysta — to jest w tej tęczy jeden kolor, który z moją barw ą gra harmonią… I „kolor” wyłania się doń z głębi sali, porywa za sobą, rozchyla wargi w uśmiechu, a uśmiech gra harmonią z barwą piwnych oczu Konrada. W siąkają w krąg zabawy.
Sala mieni się tęczą. Ledwie w poetycznym seledynie odpłynęli tamci, już Zulka i Misiek, a za nimi cała banda rozbrykanych młokosów wdziera się z wrzawą do sali, jakby przez otwarte naoscież