Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Inko! Karawan odjechał! A te, które jadą powozami, czekają pod Marshem i Ellinsem.
— O, szelmy! Przecież wiedziały, że my tu jesteśmy.
Inka rzuciła swe polana i wstała żywo.
— Bardzo mi żal! — zwróciła się do fotografa, który pilnie omiatał kocioł z kurzu. — Musimy uciekać!
— A nie wzięłyśmy płaszczów? — jęknęła Ludka. — Miss Wadsworth nie zechce nas wziąć do powozu w tych sukniach.
— Będzie musiała! — rzekła Inka poprostu. — Nie może nas zostawić na bruku.
Zbiegły nadół, ale przez chwilę namyślały się w ciemnej sieni. Jednakże nie pora była na wahanie, wobec czego, zebrawszy całą odwagę, wmieszały się w sobotni popołudniowy tłum, tłoczący się w głównej ulicy.
— Och, mamo! Prędko! Popatrz na te dwie cyganki! — zawołał jakiś chłopczyk, kiedy przebiegały koło niego.
— Boże! — szepnęła Ludka. — Mam wrażenie, jakbym występowała w cyrku.
— Śpieszmy się! — zawołała Inka i chwyciwszy się za ręce, puściły się biegem. — Powóz