Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mężczyzna drgnął i usunął się, kiedy rzuciła placek w jego stronę.
— Co to? — wyjąkał.
Był tak zdenerwowany, jak mysz w klatce.
— Placek cytrynowy. Wygląda trochę zmiętoszony, ale to nic nie szkodzi. Brakuje tylko piramidki z bitej śmietany, ale jej większą część masz pan na głowie. Reszta została na mojej sukni, na podłodze w pralni, na łóżku Eweliny Smith, i w korycie do zrzucania bielizny.
— O! — mruknął z widoczną ulgą, czwarty raz już sięgając ręką do głowy. — A ja wciąż myślałem, co to za jakiś przeklęty klajster!
— Ale placek jest tu cały! — namawiała go. — Zjedzże go pan. Bardzo pożywny.
Zabrał się do placka i jadł go z żarłocznością, świadczącą wymownie o prawdzie twierdzenia, iż nie jadł nic od wczorajszego śniadania.
Podczas gdy Inka przyglądała mu się, wrodzona jej ciekawość walczyła z nabytą grzecznością. Wreszcie ciekawość zwyciężyła.
— Czy mógłby mi pan powiedzieć, jak to się stało, że pan został włamywaczem? Pan tak źle się popisał, że mam wrażenie, że pan wolałby obrać sobie jakiś inny zawód.