Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wciąż obejmując placek cytrynowy — mimo podniecenia trzymała go mocno — wlazła do koryta, wyciągnęła nogi przed siebie i odbiła się. Przez dwie sekundy, bez tchu, jak strzała, leciała przez przestrzeń, poczem stopy jej uderzyły w drzwi na dole, i Inka wleciała do praczkarni.
Na chwilę przedtem drzwi od schodów kuchennych ostrożnie otwarły się i jakiś człowiek wybiegł z nich i skoczył do praczkarni. Ledwo się rozejrzał z bezgranicznem uczuciem ulgi po pustej, zalanej światłem księżycowem ubikacji, wleciała do praczkarni Inka ze swym plackiem, jak wystrzelona z procy. Oboje padli na ziemię, pochwyceni wirem roztrzepotanych skrzydeł. Inka, która była na górze, zerwała się pierwsza. Wciąż jeszcze trzymała swój placek, a przynajmniej to, co z niego zostało; czub z ubitej śmietany upstrzył włosy i ręce mężczyzny, ale sam placek był nietknięty. Mężczyzna usiadł na podłodze, w przerażeniu starł z oczu śmietanę, spojrzał na napastnika i zerwał się, poczem przycisnął się do ściany, z rękami daleko wyciągniętemi przed siebie, jakgdyby chciał się bronić.
— Do licha! — wykrztusił. — W jakież to piekło wpadłem?