Strona:Jarema.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak i duchownéj, dowiodły, że to nie były tylko czcze obawy i płonne mary.
W gromadzie nowowiejskiéj powstała także trwoga z powodu podobnych wieści. Ale Jarema napisal ze Lwowa list własnoręczny, w którym uspokoił gromadę o tyle, że póki on we Lwowie, póty gromadzie ani włos z głowy nie spadnie.
Uspokoiła się gromada, a że właśnie wiosna się rozpoczynała, spokojnie więc wzięto się do pracy około pola.
W nadziei, że lada dzień przyszle im Jarema ze Lwowa. rozkaz cesarski, że mogą z lasów dominia]nych brać sobie drzewa ile potrzeba, a na pola dworskie wypędzać własne bydło, zniesiono system uprawy roli, i zorano pod siejbę wszystko, co tylko pługiem dosięgnąć było można. Na paszę, na pastwiska dla bydła gromadzkiego nie zostawiono ani piędzi ziemi. Tymczasem wypasano rowy i szerokie miedze, i powrotu lub pisma Jaremy z największym czekano spokojem.
Prosty rozum ludu wytłumaczył sobie całą sprawę w ten sposób, że im należą się pola i lasy dworskie i że na ten raz nie sprawiedliwszego niéma nad ich skromne żądanie, aby im otworzono do użytku owe lasy i pastwiska.
W takiéj to żyjąc nadziei, poorała gromada nowowiejska wszystkie pola pod siejbę i spokojnie oczekiwała wyroku ze Lwowa, któryby ich prawa niezbite do pastwisk i lasów dominialnych zatwierdził.
Takiego jednak wyroku jakoś nie było widać. Gromadzie dawał się już czuć brak paszy. Wysłano dwóch gospodarzy do Lwowa, aby się z Jaremą w tym