Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego sądu a migdałowa królowa była dyżurnym przy słaniu łóżek, nie będzie nas dziwiło, że dozorca tyle naraz piastuje urzędów.
A ile ma kłopotów i trosk.
— Niech panowie chłopcom powiedzą, żeby kamieni z pod werandy nie wygrzebywali.
— Niech tam panowie chłopcom powiedzą, żeby kory z drzew nie odbijali.
To są skargi Józefa, który ma wielki rewolwer do pilnowania kolonii, ale że nikt na kolonię nie napadał, więc niewiadomo, czy rewolwer strzela.
— Niech pan zobaczy, jak ta bluza wygląda.
Bluza Bromberga w samej rzeczy wygląda okropnie: ani jednego guzika, ale za to wszystkie dziurki i każda wielkości dużej tabakierki.
— Gwałtu! Trzecia szyba wybita. Co pan sekretarz napisze z Warszawy?
I skruszony dozorca smutną głowę zwiesza w pokorze przed groźną panią gospodynią.
A tu ci ktoś lasek kolonijny oczarował i mimo wszystkie troski i kłopoty, — wesoło i słonecznie. Jeśli są chmury, to uśmiechnięte, jeśli gniew, to łagodny, — jakby na żarty tylko.
Bo płynie tu śliczna praca, cudna nauka. Dozorcy uczą dzieci, dzieci uczą dozorców, a wszystkich razem uczy słońce, pole zbożem złote.
Mówiłem już, że czwartego dozorcę nauczyły rozumu barany. Stało się to tak: