Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczyć waszego języka, bo inaczej nie mogę powiedzieć, co myślę, a mam plany bardzo ważne, a nie lubię ani czekać, ani odkładać.
Okazało się, że Klu–Klu zna już sto dwanaście europejskich wyrazów, których nauczyła się podczas pobytu Maciusia w Afryce.
— To nadzwyczajne jednak, jaka ta mała ludożerka jest zdolna — dziwił się profesor. — Nadzwyczajną ma pamięć.
Bo Klu–Klu nietylko pamiętała wyrazy, ale i skąd się każdego wyrazu nauczyła, od kogo słyszała. Okazało się, że siedząc w klatce nauczyła się wielu wyrazów od marynarzy.
— Fe, Klu–Klu — mówił profesor — skąd ty znasz te brzydkie wyrazy. Chyba nie rozumiesz, co one znaczą.
A Klu–Klu:
— Te trzy wyrazy powiedział tragarz, kiedy brał na plecy klatkę. Te cztery wyrazy powiedział, kiedy się potknął i mało nie przewrócił. Tak mówił nasz przewoźnik, kiedy nam jeść dawał. To krzyczeli marynarze, kiedy byli pijani.
— To smutne, moja Klu–Klu, że takiemi wyrazami powitali cię biali — powiedział profesor. — Musisz je prędko zapomnieć. My biali, ładnie między sobą mówimy. Bardzo chętnie będę cię uczył, miła, dzielna, biedna Klu–Klu.
Aż do końca uroczystości Klu–Klu była na pierwszym planie. We wszystkich wystawach najwięcej było teraz fotografji Klu–Klu. Chłopcy najgłośniej krzyczeli i najwyżej rzucali na wiwat czapki, kiedy ukazała się w samochodzie Klu–Klu.