Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Zaraz na drugi dzień po przyjeździe Maciusia prezes ministrów zwołał naradę, ale Maciuś prosił, żeby odłożyć. Akurat spadł śliczny, biały, wilgotny śnieg, w parku królewskim zebrało się ze dwudziestu chłopaków; był między nimi i Felek i Stasio; bawili się tak dobrze, że Maciusiowi aż się serce rwało do zabawy.
— Panie prezesie ministrów — powiedział Maciuś — ja wczoraj dopiero wróciłem z ciężkiej i niebezpiecznej podróży. Załatwiłem wszystko dobrze. Więc chociaż jestem królem, czy nie mogę choć jeden dzień trochę odpocząć? Przecież jestem małym chłopcem, i lubię się bawić. Jeżeli niema nic bardzo ważnego, i można jeden dzień zaczekać, to wolę, żeby jutro była narada, a dziś będę się cały dzień bawił z chłopcami. Taki ładny śnieg — pewnie już ostatni w tym roku.
Prezesowi ministrów żal się zrobiło Maciusia, bo chociaż Maciuś nie prosił go o pozwolenie, tylko pytał się, czy można; ale tak wyszło, że Maciuś bardzo go prosi o pozwolenie na tę zabawę.
— Ach, jeden dzień można zaczekać — powiedział premier.