Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwala, żeby przez jego państwo przejeżdżało to wszystko.
Przyszli ambasadorowie zagranicznych królów, powiedzieli, że nie chcą, żeby wozić prezenty ludożerców przez ich państwa, że raz pozwolili, to nie znaczy, że muszą się Maciusia słuchać, że Maciuś sobie za dużo pozwala, że Maciuś ich raz zwyciężył, to jeszcze nic nie znaczy, bo oni kupili teraz nowe armaty i wcale się Maciusia nie boją.
Wogóle mówili tak, jakby chcieli się kłócić, jeden nawet tupnął nogą, aż mistrz ceremonji musiał mu zwrócić uwagę, że etykieta nie pozwala tupać, jak się rozmawia z królem.
Maciuś naprzód zaczerwienił się ze złości, bo płynęła w nim krew Henryka Porywczego, i kiedy powiedzieli, że się Maciusia nie boją, już chciał krzyknąć:
— I ja się was nie boję także. Zresztą możemy sprobować i zobaczymy.
Ale po chwili Maciuś zbladł i tak zaczął mówić, jakby nie rozumiał, o co im chodzi:
— Panowie ambasadorowie, niepotrzebnie się gniewacie. Ja wcale nie chcę, żeby się wasi królowie bali. Właśnie dziś w nocy napisałem listy, że chcę się z waszymi królami przyjaźnić. Proszę oddać te listy. Tu są tylko dwa listy, ale zaraz napiszę i do trzeciego. Jeżeli prezentów Bum Druma nie chcecie zadarmo przewieźć przez wasz kraj, ja chętnie zapłacę. Nie wiedziałem, że to waszym królom sprawi przykrość.
Ambasadorowie nie wiedzieli, co Maciuś napisał do ich królów, bo koperty były zalepione