Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ŁZY MÓWIĄ.

Byłem słaby. Kaszel mnie męczył. Tu wszyscy zimą kaszlą. Rano, po nocy, — każdy musi „swoje odkasłać“.

Łóżka niezasłane. Pranie przedświąteczne.
Ktoś zapukał nieśmiało do drzwi.
— Jakaś pani przyszła do pana Jana, — mówi Wilczkowa.
— Czy sama?
— Sama.
— Jak wygląda?
—.....
Adela.
— Niech wejdzie, — powiedziałem.
— Ma wejść?... To jakaś bardzo elegancka pani.
— To nic. Niech wejdzie.