Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

upragnieniem walki. Po nieszporze dopiero począł się ukazywać nieprzyjaciel na trzy tylko podzielony hufce. Ten ujrzawszy wojsko królewskie, w znacznej zgromadzone liczbie, wielce się przeraził, i już nie o walce, lecz o ucieczce lub poddaniu się, przynajmniej z oszczędzeniem sobie niesławy, myślał. Ale podobny przestrach opanował i wojsko króla Kazimierza, gdy postrzegło nadciągające hufce przeciwników; nie wielu bowiem było w niém rycerzy ćwiczonych w boju, ale najwięcej nowozaciężnych, którzy, jak-to ludziom wrodzone, przy pierwszém spotkaniu uczuli trwogę. Ta atoli trwoga łatwo mogłaby była ustąpić, gdyby wodzowie byli doświadczeni, a rycerstwo nawykłe przed bitwą patrzeć na nieprzyjaciela i mierzyć z nim własne siły. Lecz nie postarano się o to; dowódzcy wprowadzili wojsko w miejsce niesposobne, bagniste, hufcami znacznie rozdzielonemi, nie zaczepiwszy, nie zmieszawszy wprzód nieprzyjaciela lekkiemi podjazdy, chociaż dopraszał się usilnie Wojciech Kostka Czech, aby mu tę czynność poruczono, gdy zwycięztwo na tém w większej części polega, aby nieprzyjaciela pomieszać wprzód, nim się nań całą siłą uderzy. Wodzowie niezdatni i niedoświadczeni oddali wszystko ślepemu losowi. Żołnierzy Polskich zatrwożyły hufce nieprzyjacioł, których jako nowozaciężni nigdy jeszcze nie widzieli. Należało ich nie do razu, ale w kilka, w kilkanaście dni dopiero prowadzić do boju, aby oswoiwszy się z wojną, ochłonęli nieco z trwogi. Tymczasem dowódzcy stron obydwóch zachęciwszy swoich do bitwy, staczają walkę. Z początku szczęście sprzyjało orężowi królewskiemu, legło trupem wiele nieprzyjacioł, i przednie ich zastępy wszystkie złamane i pobite zostały na głowę; wszyscy wodzowie nieprzyjacielscy, a między nimi sam książę Żegański Baltazar, polegli, główny zaś dowódzca Bernard Szumborski dostał się w niewolą. Ale potém nieprzyjaciel ścisnąwszy swoje hufce, na Polaków rozbiegłych i porozdzielanych począł śmielej nacierać; wnet rzadkie i rozsforowane szyki zachwiały się i zwróciły do ucieczki. Dowódzcy wojsk królewskich, którzy nie mieli uwagi ani na niesposobność miejsca, chociaż tak bliskiego, ani potrzebę obmyślenia wcześniej pomocy i obrony, strwożeni, poczęli tam i sam biegać, i swoje hufce do boju, acz nieśmiało, zachęcać i wabić. Wszystko jednak napróżno, jak to zwykle bywa w sprawach nierozważnie pomyślanych i poczętych. Tymczasem, wśród toczącej się walki, wojsko królewskie tylną straż składające, nagle strwożone, bez żadnej przyczyny i konieczności, zwycięztwo już prawie pewne porzucając dla lekkomyślnej obawy, pierzchnęło. Popłoch z tego małego oddziału padł na całe wojsko, i wszystkich do haniebnej pociągnął ucieczki. Zaczém opuszczając szyki, chorągwie i stanowiska swoje, poczęli uchodzić z pola, i nieprzyjaciołom zupełnego ustąpili zwycięztwa. Król, jak tylko mógł, z największą skrzętnością usiłował pierzchające zatrzymać szyki i odnowić walkę. Ale trudno było strwożonym