Strona:Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   34   —

mówiła o widokach Szwajcaryi, przekładając pierwsze nad ostatnie. Rozmowa pogłębiała się coraz, więcej, wchodziła nieraz w sferę uczuć, które przez oko budzą się w głębiach duszy.
Leonia zauważyła, że jej towarzysz tutaj często rozmowę przerywał, zwracając nagle do innego tematu. Na jego czole zawisła wtedy jakaś chmurka, a usta zaciskały się, jakby doznawał jakiegoś nieprzyjemnego uczucia.
Na polanach odpoczywano. Malowniczo grupowało się towarzystwo w około olbrzymich saganów kwaśnego mleka, które z szałasów usłużne góralki wynosiły. Butelki z winem i różne przekąski zaczęły krążyć. Nie brak było i przekąsek duchowych. Wesołe koncepta i dowcipy krążyły w całej drużynie. Czyste jak kryształ powietrze, aromaty ziół tatrzańskich i podrażniający ozon przyspieszały tętna, rozgrzewały krew i budziły jakieś życie dotąd nieznane.
Po kilku takich wypoczynkach z posiłkiem przy różnych stawach, zdążano już nad wieczorem do celu podróży.
Ujrzano Morskie Oko.
Okrzykiem powitano tę drogocenną perłę gór tatrzańskich, a ci, którzy po raz pierwszy tu przybyli, zatopili się w głębokiem milczeniu. Ciemno-modra szyba stawu zaludniła się teraz tem wszystkiem co o nim słyszeli. Widziano cienie śmiałych opryszków i cienie zaklętych rycerzy Bolesława.
Rozłożono ognie, aby na noc ciepły posiłek przygotować. Kosodrzewina pryskała, z doliny wynurzała się coraz większa ciemność i powoli sunęła się po skałach i przepaściach na góry. A na niebie wybłyskiwały gwiazdy jedna po drugiej, i powoli zasiał się niemi cały strop niebieski.
Pani Aneta rozłożona na kobiercu, zabawiała jakąś niemłodą towarzyszkę opowiadaniem o górach i morzach zagranicznych. Leonia siedziała opodal oparta o wystającą skałę i rozmawiała z panem Władysławem, który stał poniżej.
Wiele, bardzo wiele przez całą drogę rozmawiali ze sobą. Poruszyli wiele tematów, a we wszystkiem byli jakoś zgodni ze sobą.
Gdy na ognisko nowego paliwa dorzucono, buchnęły iskry wysoko i oświeciły twarz pana Władysława. Leonia spostrzegła na tej twarzy jakiś smutek niezwykły.