Strona:Jan Styka.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozna, że tak wielkiej pracy nie dokonywa się bez walk, cierpień i bolów. Nie miałem różami zasłanej drogi. Odcięty od rodziny, nie zupełnie dobrowolny wygnaniec, tyle tylko miałem chwil szczęśliwych, ile sama miłość pracy i sztuka dać może. Znasz dewizę mego życia: "Kochaj sztukę i nic więcej tylko sztukę, a w niej Boga, Ojczyznę i ludzi“ — doszukasz się jej przy dobrej woli w tej książce. Nie żałuję tych lat tak przeżytych, bo kiedyś i u nas zdobędą one sobie należne im miejsce. Opromienić blaskiem dzieło rodaka było celem moim. Kiedy rodacy to uznać zechcą nie wiem, uznali to obcy wśród których osiadłem. Muszę ze Słowackim powiedzieć: mogę zasłużyć na miłość ludzi a nie mieć jej. Ale Ty, który mnie od pierwszej młodości ukochałeś, może odgadniesz tajniki uczuć moich wpatrując się w te karty. Twój Janek. W Paryżu 15 czerwca 1904“.
Pisząc te słowa na lat dwadzieścia przed zgonem, nie przeczuwał Styka, jakie go w dalszem życiu czekają tryumfy i odznaczenia — wśród obcych.
Nie chcąc spotkać się z zarzutem, że — laik — wdaję się w ocenę dzieł artysty i nie chcąc również wywołać twierdzenia, że patrzę na te dzieła okiem stronniczem rozmiłowanego przyjaciela, unikałem starannie w moim szkicu wypowiadania sądu osobistego. Rozmyślnie powoływałem — w możliwie krótkich ustępach — zdania powag, uznanych w świecie sztuki.
Ale też na podstawie tych bezstronnych sądów i na podstawie powyżej skreślonego przebiegu życia Jana Styki, mogę z ręką na sercu stwierdzić, że do ostatniego swego tchnienia pozostał on wiernym dewizie życia, o której wspomina w piśmie z d. 15 czerwca 1904 — że całem swojem życiem służył wiernie sztuce, a przez nią Bogu i Ojczyźnie!

Lwów, w czerwcu 1930.