Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział viii.

Moskwa.

Do stolicy Carów przybyliśmy dnia 15. listopada. Z dworca kolejowego do tiurmy peresylnych kazamat, t. j. więzienia przesyłkowego, mieliśmy pieszej drogi 7 wiorst, gdyż więzienie to znajduje się w centrum miasta niedaleko Kremlu. Czas był brzydki, śnieżny, przeto trzeba było brodzić po błocie tak długą przestrzeń, co dla nas kajdaniarzy było prawie rzeczą niepodobną, zwłaszcza — jak to już nadmieniłem — że byliśmy na krótko zakuci i stawialiśmy kroki nie większe od kur.
Już na kolei niejedni porozcinali i porozrywali sobie obuwie, gdyż skutkiem nabrzękłości ciała, powstałych z powodu ciasnego okucia kajdan, nie mogli bólu wytrzymać, a cóż dopiero myśleć o pieszym pochodzie w kajdanach po takiej błotnistej i dalekiej drodze!
Tutaj muszę wspomnieć o najboleśniejszej rzeczy, bo mam wyprowadzić na światło dzienne zachowanie się szlachty zakordonowej wobec nas. Z uwagi jednak, że okoliczności przezemnie naprowadzone żadną miarą nie mogą się odnosić do ogółu szlachty Królestwa polskiego, a stosują się tylko wyłącznie do pewnych osób,