Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział iii.

Kielce.

U podnóża gór Świętokrzyskich w romantycznej, cudownej okolicy, leży miasto Kielce. Do tego to miasta prowadzili nas Moskale, a był to tryumfalny pochód! wojsko podpite za zrabowane pieniądze śpiewało do taktu, a muzyka wygrywała marsz tryumfalny. — O! bohaterowie cara niezwyciężonego, jakże wam nie wstyd! Jakoż popołudniu przybyliśmy na rynek; tu otoczono nas naokoło wojskiem, a my, ustawieni we dwa szeregi, oczekiwaliśmy przybycia generała Czengerego, ówczesnego komendanta miasta Kielc. Człowiek ten, z rodu Węgier, był dla nas opatrznościowym, bo gdyby na tem stanowisku był jaki Niemiec, lub inny jaki satrapa, o! to do księgi martyrologii polskiej, byłoby przybyło sporo kart!... On to pod rozmaitymi pretekstami starał się niejednego uwolnić; uwalniał naprzykład młodzież, ewentualnie lat czternaście mającą, choć niejeden miał daleko więcej. To też zaraz po naszem przybyciu, na tej podstawie, uwolnił dwóch Węgrów, jednego Belle’a, drugiego nazwiska nie pamiętam.
Po godzinie przybył Czengery między nasze szeregi, a przeszedłszy od pierwszego do ostatniego, ka-