Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umie korzystać, to też i nam dał do wyboru: czy chcemy powracać na koszt rządu, t. j. etapem, czyli chcemy odjechać na swój koszt. Łatwo to jednak było powiedzieć, ale nam nie łatwo było wykonać, gdyż mało było nas tak szczęśliwych, zwłaszcza zagranicznych poddanych, którymby rodziny z kraju mogły przysłać takie sumy pieniężne, któreby wystarczyły na opłacenie poczt i kolei na przestrzeni 2.000 mil! Na to trzeba było mieć setki rubli, których nasz brat nie posiadał. To też my prawie wszyscy zagraniczni poddani, do których się owa amnestya odnosiła, zgłosiliśmy powrót na koszt rządowy i mieliśmy w perspektywie całe lata przed sobą powrotnej podróży.
Ze wszystkich powracających Galicyan, ja jeden miałem to szczęście, że przejechałem tysiąc mil przestrzeni syberyjskiej, nie mając ani kopiejki przy swojej duszy! Rzecz miała się tak: Podróżując z powrotem etapnym porządkiem, mieliśmy dużo czasu wolnego, z którym nie wiedzieliśmy co począć, więc w każdem większem mieście wałęsaliśmy się i zbierali rozmaite wiadomości od rodaków, których tu w każdem większem mieście jest dość, i są dorożkarzami, lokajami, kucharzami, ogrodnikami, felczerami, lekarzami i czem kto może. Oni byli naszymi pośrednikami, oni ułatwiali nam zakupno prowiantów, gdyż żołd otrzymywaliśmy tygodniowy, t. j. od jednego do drugiego etapu, oni też znając stosunki miejscowe, udzielali nam nieraz cennych wiadomości. Otóż, gdy tak raz wałęsam się dla zabicia czasu po Irkucku, nadybałem rodaka, który, oby wiecznie żył, zaczął mi rozpowiadać, że jest lokajem u państwa Samojłów, że ten pan Samojłow jest komisarzem i że właśnie teraz otrzymał posadę, czyli też, że go przenoszą z Irkucka na ową posadę aż hen do Rosyi, aż poza góry Uralskie, aż do miasta Permy, i że on bardzo by im był potrzebny w tej dalekiej po-