Przejdź do zawartości

Strona:Jan Chęciński - Beczka pacierzy.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I

Noc jeszcze ciemna, a matka Gertruda,
Jakby jej straszne przyśniły się cuda,
„Jezus, Marya!” — zakrzyknąwszy z trwogi,
Zrywa się ze snu na równiutkie nogi,
Co się z nią dzieje, zrozumieć nie może,
Z niespokojnością drepcze po komorze,
Od stóp do głowy jak w febrze się trzęsie,
Pierś ciężko wzdycha, łza świeci na rzęsie,
Ręka się z drugą załamuje ręką, —
Aż gdy jutrzenka zajrzała w okienko,
Gdy za nią słońca promienie zaśwecą,
Matka Gertruda odważniejsza nieco
Powód przestrachu rozważyła ściśle....
Wreszcie, po krótkim a stałym namyśle
Weszła do izby, kędy syn, synowa,
I w takie do nich ozwała się słowa:


II.

— „Moje dzieciaki, sen mara, Bóg wiara,
Aleć to prawda, żem dobrze już stara;