Przejdź do zawartości

Strona:Jan Chęciński - Beczka pacierzy.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sierp jeno błyska w spracowanej dłoni,
A myśl daleko... za okrężnem goni.
Marzy jak w onej chwili uroczystej,
Dziedzice wieniec odbiorą kłosisty,
Wieniec z jej skroni, jej ręką spleciony,
Jak pieśnią sute wywróży im plony,
Jak reszta dziewcząt zazdrośnie nań zerka,
Gdy pójdzie z panem pierwszego oberka.
Więc i ekonom na dereszu pląsa,
Kontent z roboty, aż pokręca wąsa.
Baczną źrenicą spogląda gdzie trzeba,
„Szczęść Boże w pracy, nie zbraknie nam chleba.”


VII.

A jednocześnie gościńcem, od krzyża,
Matka Gertruda ku żniwu się zbliża,
Szepcze pacierze w nieustanną kolej
I ziarnka grochu przekłada powoli.
Lecz cóż? Z natury zazdrosna, złośliwa.
Ciągle od modłów uczucie odrywa,
I chociaż niby zbawieniem zajęta,
Tylko o wilkiej ich liczbie pamięta.