Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dla pana z Czarnych Grobli. Jeżeliby się zgodził... Trzeba posłać po niego!
— Możeby jak najprędzej... Ważny list od którego zależy... — strzępami nadrywał bezmiar jednej myśli, jednego pragnienia:
— O liście nawet marzyć nie można. Nie wolno wozić żadnych listów, jakieś najwyżej ustne zlecenie dać można.
— Więc, proszę, niech go pan natychmiast do mnie przyśle. Dobrze, dam mu ustne zlecenie — godził się Klemens, omijając błoto wiosenne wpoprzek przecinające wąską ścieżkę.
Rządca wprowadził Grudowskiego do ciemnej i wilgotnej sieni w ośmioraku.
— Będzie pan dziedzic musiał ze dwa, trzy dni tutaj przemieszkać, zanim się tego, jak go tu nazywają, gołębnika nie wyporządzi. Izba niska, ale czysta, niedawno bielona. Teraz to niby moja kancelarja.
— Wszystko jedno! Chciałbym się zaraz położyć. Jestem bardzo zmęczony. Niech pan nie zapomni po tego pachciarza...
— Nie zapomnę, nie, nie! Niewiele mam wogóle teraz do pamiętania. Nie chcę dziś pierwszego dnia pana dziedzica nowinami ciężkiemi trapić, będzie chyba czas! Zaraz wniosą łóżko i wszystko potrzebne. Napalić też chyba się przyda! Moja Jadzia zajmie się tem wszystkiem.
Duża, kwadratowa izba naprawdę wyglądała schludnie. Podłoga była świeżo wyszorowana, a ściany przebiałe, bez skaz. Przez małe szybki dwóch okien, szczególnie zaś przez jedno zupełnie ku wschodowi