Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niesposób ograniczyć rozmiarów katastrofy i ratować kogokolwiek od jej skutków. A wtedy... Nie! Komendant floty i sztab mieli rację! Niepodobna niszczyć floty chrześcijańskiej, póki w jej obrębie błękitnieje samolot Edyty. Trzeba wracać i obmyśleć coś, co zmiażdży wszystkich jego nieprzyjaciół, prócz tej jednej...

XIX.

W Rafaelowskiej stanzy della Segnatura odbywała się narada gabinetowa. Brało w niej udział kilku purpuratów z kardynałem Blackhurst na czele oraz kilku wojskowych, a wśród nich Szeglenyi. W sąsiedniej stanzy Heljodora oczekiwali na wezwanie we właściwej chwili obaj świątobliwi pustelnicy i Edyta. Papież przewodniczył osobiście. Królewska jego postać w ciągu trzech lat ostatnich pochyliła się, a oblicze poorały mu zmarszczki, ale ten sam co zdawna majestat jaśniał mu na czole i czarne jego oczy przebijały nawskroś, gdy mówił.
Piotr drugi zagaił zebranie, kreśląc w niewielu słowach obraz położenia.
Było ono pełne gróźb. Nie ulegało wątpliwości, że machina Lucyfera oddawała świat w ręce tego, który ją posiadał, i pewnem też było, że pauza w ofensywie wywołana była jedynie zamiarem wygotowania kilku machin, co zapewniało rozstrzygnięcie walki w ciągu niewielu godzin. Potem — koniec.
— Dane nam są więc dni te, — mówił papież; — byśmy przygotowali się do ostatecz-