Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naczelny dyrektor protestował. Każe przywieść wskazanych przez nią do gabinetu... Ale ona stała przy swojem.
— Muszę być między nimi i nikt mi nic będzie towarzyszył.
Dostojnicy patrzyli na siebie zakłopotani. Ale rozkaz był wyraźny. Poprowadzono ją do skrzydła, zajmowanego przez więźniów.
— Znajdzie się wasza dostojność wśród ludzi, nie zasługujących na jej względy ani na zaufanie, — zauważył naczelnik więzienia. Nie wiem nawet, czy bezpiecznie będzie zostawiać ją z tymi straceńcami sam na sam!
— Nie obawiam się! Czy mógłbyś pan mi powiedzieć, za co właściwie ich uwięziono?
— O, tak! Wszyscy oni przekonani są o uporczywe trwanie przy zabobonie.
— Chrześcijańskim?
— Tak!
— Ale zapewne także winni są buntu przeciw Najświętszemu?
— Oczywiście! Każdy przecie, kto nie odprzysięże się Nazarejczyka, popełnia zdradę przeciw władcy i godzi w jego świętość!
— Ale oni tworzyli spisek przeciw niemu, czy tak?
— Każdy, kto zaprzecza jego bóstwu, spiskuje przeciw Najświętszemu!
Edyta nie była zadowolona z odpowiedzi. Tak samo odpowiadała sobie tylekroć i wystarczało to jej do uspokojenia: w cudzych ustach tłumaczenie wydało jej się wykrętem. Umilkła,