Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On nie w buncie trwa, jeno Boga swego wyrzec się nie chce.
— Bajki! — odparła Edyta z pewnem zniecierpliwieniem. — Nie za chrystjanizm ludzie dają życie, ale za spiski przeciw władzy i za opór prawu!
Staruszka znów potrząsnęła głową. Była to prosta kobieta, której wiek cały zszedł na pełnieniu posług w Burgu. Nie miała w niczem zdania i gdyby je miała, nie śmiałaby się z niem odezwać. Ale teraz szło o jej dziecko i to napełniało ją śmiałością.
— Przepraszam waszą dostojność, ale mój syn nie należał do żadnego sprzysiężenia i w niczem przeciw prawu nie wykroczył, a o jego towarzyszach to samo godzi się powiedzieć. Wszyscy oni za wiarę zostali uwięzieni i za wiarę umrą, jeśli Bóg nam tego krzyża nie oszczędzi!
— O moja słodka dziecino! O, jedyna podporo i nadziejo mojej starości!
I łzy popłynęły jej jeszcze gęściej niż dotąd.
Edytę zastanowił upór, z jakim ci ludzie odrzucali od siebie udział w antypaństwowych knowaniach, przywłaszczając sobie natomiast palmę męczeńską, której im przecie Najświętszy nie myślał przeznaczać.
— Jakże dziwnie ciemny jest ten lud i jak łatwo przyswaja sobie najdziksze brednie! Ale cóż mu się dziwić, jeśli umysły wykształcone wpadają w takie same błędy, jeśli ludzie noto-