Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wała mu się zbyt drogą ceną za jej uzdrowienie. Nie mógł jej jednak przeciwić się, a nawet na żądanie Gesnareha, poparte przez nią, zgodził się na kilkotygodniowe rozstanie, obiecując sobie, że w Krakowie stosunek z Rabbim ulegnie upragnionej przezeń zmianie. Prorok miał zamiar przebyć w Polsce do wiosny, rozmieszczając wojska swe na zimowych leżach po obu stronach Karpat. Tymczasem cieszył się wspaniałością Wiednia, któremu królował, jak bajeczny samodzierżca Wschodu, a prędzej jeszcze, jak bóg jakiś, Mitra czy Baal, pod którego stopy słały się tłumy.
Edyta widziała z okien swego mieszkania, wychodzącego na wielki dziedziniec Burgu, jak boską czcią otoczony przechodził zwolna wpośród tego mrowia ludzi, chwałą okrywając się jak słońcem. Widziała sine dymy kadzielnic, podnoszące się do góry na jego spotkanie, i wielkie elektryczne słońca, zapalające się po obu jego stronach, kędykolwiek szedł, i ołtarze, wznoszone na placach i na skrzyżowaniu się ulic, a w tych ołtarzach podobizny jego, naprędce kute z marmuru lub lane w bronzie, uwieńczone świeżemi kwiatami, oświetlone różnobarwnemi lampami, otoczone rozpływającym się w ekstazie tłumem adeptów. Była tak dalece pod wpływem tego człowieka, że podnoszenie się jego do wyżyn bóstwa, schodzącego na ziemię, by odbierać cześć, należną stwórcy od stworzenia, nie oburzały jej i nie raziły. Sama w ciszy swych komnat podnosiła