Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i podążył z niemi za strzelcem. To samo uczynili obaj mohikanie i Dawid Gamut.
— Gdyby mi się coś stać miało, to trzymajcie się wskazówek mohikan — zawołał strzelec, jeszcze raz obracając się do idących za nim towarzyszy wyprawy.
Całe towarzystwo biegło szybko ze zbocza góry i niebawem nasi wędrowcy znaleźli się śród gęstej, białej mgły, pozwalającej widzieć zaledwie na odległość kilku kroków. W połowie drogi między górami a fortem, z pośród mgły odezwało się nagle wołanie:
— Qui vive?
— Dalej, naprzód! — szepnął strzelec, zwracając się bardziej na lewo.
Kilkanaście głosów powtórzyło wezwanie.
Ja — odpowiedział Dunan, pociągając za sobą śmiertelnie przerażone dziewczęta.
— Głupiec — zawołał jakiś głos z pośród mgły. — Co to znaczy „ja“?
— Przyjaciel Francji.
— Chyba wróg Francji — odpowiedział głos. — Ognia, koledzy!
Pięćdziesiąt strzałów huknęło jednocześnie. Na szczęście wszystkie kule minęły uciekających, których uratowała gęsta mgła.
W tej chwili Sokole Oko zatrzymał się.
— Odpowiedzmy na ten ogień — poradził szeptem — wówczas francuzi pomyślą, że mają do czy-