Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

towarzyszem w wędrówce, ale więzy krwi czuć mu się nie dawały.
Tymczasem, kiedy tonął w widoku niebieskiego sklepienia, jedna z gwiazd oddzieliła się od sióstr swoich, upadła z niepojętą szybkością i zniknęła w przestrzeni.




V.
Trzy lata później.
„Proszę was, stąpajcie cicho, aby nawet ślepy kret kroków waszych nie słyszał“.
Burza Szekspira.

Niepodobna na kilku ćwiartkach papieru skreślić to, co przez długie dnie i dłuższe czasem godziny w duszy człowieka, jak w kalejdoskopie, się zmienia. Z postępem lat, pory wieku postępują po sobie, jak w naturze pod niebem; dnie pogodne przedzielają burze wewnętrzne, bo gdzież jest ten, ktoby ciągle jednostajnie miał światłe niebo myślowe? Czas tylko jeden, nieubłagany, nieodmienny jednostajnie postępuje.
W dziwacznej jednak sprzeczności, jaką często umysł ludzki przedstawia, najniestalszy, najzmienniejszy w życiu człowiek, nieraz jednej myśli, która go owładnęła, wierny do grobu, z uporem się trzyma. W Sędziwoju, którego uczucia niegdyś, jak ruchome piaski, za lada wiatrem się zmieniały, pozostała jedna